Oddałam głos Nicolasowi, bo bardzo się tego domagał.
Dzisiaj
postanowiłem obudzić moją panią o 5. Uznałem, że pora by wstała, bo ja już się
wyspałem. Wskoczyłem z właściwą sobie gracją na jej łóżko i trochę popromowałem.
To znaczy, udawałem prom. Ewentualnie jak kto woli – traktor. Pańcia poruszyła
się gwałtownie, po czym zdecydowanym ruchem postawiła mnie na ziemi. Uznałem,
że to nowy sposób powitania. Wróciłem na łóżko, by życzyć jej miłego dnia.
W tym celu położyłem jej łapkę na twarzy. A wtedy ona się ode mnie odwróciła. Wiem, że
zrobiła to specjalnie, bo lubi, gdy gryzę jej włosy. Gdy zafundowałem jej
darmową odżywkę, pańcia postanowiła w końcu wstać. Nie wiem, dlaczego ona tyle
śpi. Uchyliła drzwi, pewnie po to, by pokazać mi, że korytarz nadal wygląda tak
samo, i wróciła do łóżka. Jestem bardzo zdolnym kotkiem, więc szybko obejrzałem
swoim czujnym okiem korytarz, zobaczyłem, że nic się nie zmieniło, i wróciłem do pańci. Ona przykryła się wielką
płachtą z podobiznami moich znajomych. Postanowiłem więc położyć się tuż obok.
Chyba jednak mój poranny recital promowy zdenerwował pańcię, bo wstała i
pobiegła do kuchni. A tam pierwszy muszę być zawsze ja – nie kto inny!
Pogalopowałem za nią. Zauważyłem, że trochę mi się przytyło i moje kroki na
schodach przypominają bardziej odgłosy poruszania się słonia, ale nie
zastanawiałem się nad tym dłużej, bo oto otwierała się przede mną magiczna
szafka. Nie wiem, jak to się dzieje, ale w tej szafce pańcia zawsze znajdzie
coś dobrego. Dostałem karmę, ale w sumie to nie byłem głodny.
Najpierw
zwiedziłem salon i sprawdziłem, czy fotel nadal jest tak fajnie drapalny. Był.
To sprawdziłem jeszcze ścianę. W końcu uznałem, że można zjeść jakiś posiłek.
Pańci nie było w kuchni, więc spożyłem śniadanie w samotności. Gdy skończyłem,
obowiązkowo zostawiając na talerzyku trzy kawałeczki mięska, postanowiłem
zabrać się za poranną toaletę. Umyłem łapką mordkę, czółko i brzuch. A potem
stopę. Pańci nadal nie było w kuchni, uznałem więc, że położę się na progu. Tak
dobrze mi się leżało, że zasnąłem. Śnił mi się dziwny sen. Biegłem za różową
wstążką, która nagle zamieniła się w soczystego kurczaka. Kiedy ocknąłem się z
drzemki, miałem wielką ochotę na jedzenie. Ale najpierw udałem się do mojego
toilet home. Tam podrapałem wszystko, co się da, zrobiłem, co trzeba, a potem
wystrzeliłem z kuwety jak z procy – w końcu kto by chciał przebywać dłużej niż
to potrzebne w miejscu, gdzie śmierdzi.
Pańcia
nadal leżała pod płachtą, nie chciałem jednak, by marnowała dzień. Poudawałem
zatem prom tuż nad jej uchem. Pańcia spojrzała na mnie, potem wzięła do ręki
to, co tak fajnie gra i chyba zobaczyła tam coś strasznego, bo odrzuciła
płachtę i podniosła się z łóżka. Ja wtedy ległem na środku pokoju, domagając
się pogłaskania po brzuszku. Trzeba wyrabiać dobre nawyki.
Tak
oto męcząco zacząłem dzień. Czas na drzemkę.
Nicolas
Matko, jaka słodycz. No takiemu wszystko można wybaczyć!
OdpowiedzUsuńCałkiem sympatyczny poranek ;)
OdpowiedzUsuńA kociątko łapie znakomite figury, hihi...
I dlatego lubię koty :)
OdpowiedzUsuń