Nie planowałam tego. Samo wyszło. Ale to była świetna decyzja. Zostałam przybraną mamą foczki. A raczej foczka. Jak to się stało?
Opowieść powinnam zacząć od mojej koleżanki Weroniki, która poleciła mi bloga Janiny Daily. Słyszałam wcześniej o niej, ale jakoś nie czułam potrzeby obserwowania jej na Facebooku. Posłuchałam jednak rekomendacji Weroniki i posty Janiny zaczęły mi się wyświetlać na facebookowej tablicy. Nie minęło kilka dni, gdy zobaczyłam wpis o adopcji fok. Janina przyznała, że ona adoptowała już 38 (!) fok z Seal Rescue Ireland, co więcej - była w tym schronisku, więc wie, że wolontariusze robią świetną robotę. W poście znalazła się także informacja o tym, że kiedy już adoptujesz zwierzątko, nie tylko otrzymujesz certyfikat, lecz także jego zdjęcia. I to nie jednorazowo! W miarę rozwoju foczki dostajesz na maila kolejne fotografie.
Nie zastanawiałam się długo. Weszłam na stronę Seal Rescue Ireland, zobaczyłam, ile taka pomoc kosztuje – adopcja jednej foki to jednorazowy wydatek 30 euro, 2 foczek – 50 euro, z kolei 5 zwierzaków można wesprzeć, płacąc 100 euro. Na początek zdecydowałam się na adopcję jednej foki, a raczej foczka. Wabi się Christmas Cactus.
Po kilku dniach od zapłaty otrzymałam na maila certyfikat potwierdzający adopcję przeze mnie foki, list opisujący działalność organizacji, a także kilkunastostronicowy informator o fokach, w którym opisane są różnice między gatunkami, ich zwyczaje, sposób żywienia, a także zagrożenia, jakie czekają na te ssaki.
Oprócz tego organizacja podesłała mi historię Christmas Cactusa – jak go znaleziono i leczono. Uratowano go 7 grudnia 2019 roku w miasteczku Rush, niedaleko Dublina. Wokół zwierzątka było dużo flegmy i widać było, że mały potrzebuje pomocy. Okazało się, że Christmas Cactus ważył zaledwie 17,5 kg, tymczasem w jego wieku powinien osiągać wagę min. 30 kg. Był ospały i gdyby nie pomoc Seal Rescue Ireland, prawdopodobnie by nie przeżył. W schronisku podano mu elektrolity, następnie specjalną rybną zupę. Leczony był też antybiotykami i lekami walczącymi z pasożytami, bo jego płuca były zainfekowane.
Gdy stan foczka zaczął się poprawiać, przeniesiono go do czegoś w rodzaju budy, gdzie ma własną wannę oraz matę podgrzewającą. Kolejnym krokiem będzie nauczenie Christmas Cactusa jedzenia ryb.
Kiedy mój pupil poczuje się lepiej i będzie jadł rybki bez problemu, wówczas zostanie przeniesiony do basenów, gdzie pozna się z innymi fokami. Będzie mógł więcej pływać i budować mięśnie. Kiedy Christmas Cactus w pełni wydobrzeje i zdobędzie umiejętności potrzebne do życia na wolności, wówczas zostanie wypuszczony do morza.
Przyznaję, że historia Christmas Cactusa mnie wzruszyła. Mam nadzieję, że jego stan szybko się poprawi. Piękne były słowa, które przeczytałam w mailu - organizacja powiadomi mnie o dokładnej dacie wypuszczenia foczka na wolność, abym mogła uczestniczyć w tym wydarzeniu. Prawdopodobnie nie polecę do Irlandii, ale na pewno będę myślami z moim podopiecznym.
W mailu otrzymałam 40 zdjęć mojego pupila, w tym fotografie z akcji ratunkowej.
Mam nadzieję, że niebawem otrzymam zdjęcia z basenów!
Kolejne foczki czekają na Waszą adopcję. W szczególności foka obrączkowana Cloudberry, która powinna pływać w zimnych, arktycznych wodach. Wolontariusze nie będą mogli wypuścić jej na wolność u wybrzeży Irlandii. Potrzebne są fundusze na transport do jej rodzimych stron.
Niektóre foki znajdowane są w naprawdę złym stanie, często winny jest człowiek. Szyje fok owinięte są sznurami i sieciami, co powoduje głębokie rany.
I pamiętajcie: jeśli zobaczycie fokę na jakimkolwiek wybrzeżu, na plaży – czy w Polsce, czy w Irlandii, czy gdziekolwiek indziej, nie płoszcie jej, nie przeszkadzajcie, bo ona odpoczywa!
Sara
Adopcja foki? O tym jeszcze nie słyszałam! Twoje adoptowane dziecko jest urocze!
OdpowiedzUsuńJak adoptować foczkę
OdpowiedzUsuń