Andora.
Niektórzy nie wiedzą, gdzie leży. Inni jeżdżą tam na narty albo… na zakupy. Raj
podatkowy, księstwo w samym środku Pirenejów. Poza Unią, poza Schengen. Oto, co
warto zobaczyć, będąc w Andorze! Dwudziestej czwartej odwiedzonej przeze mnie stolicy europejskiej. :)
Do
Andory z Barcelony odjeżdżają autobusy różnych firm. Koszt biletów jest różny.
W Internecie znalazłyśmy nawet oferty za 30 euro w obie strony, jednak opinie o
przewoźniku Alsa były tak negatywne, że zdecydowałyśmy się na zakup biletów na
stronie Andorra Direct Bus w cenie 50 euro w obie strony. Do wyboru macie też m.in. Andora By Bus, jednak tam
natknęłyśmy się na najdroższe przejazdy.
Bardzo
ważna informacja: zakupienie biletów przez Internet nie wystarczy. Na maila
otrzymujecie bowiem tylko potwierdzenie rezerwacji, zwane przez przewoźnika
voucherem. Musicie go wymienić w biurze Eurolines przy dworcu Barcelona Sants
na bilety. Trzeba to zrobić min. 15 minut przed odjazdem busa.
Ze
stolicy Katalonii wyjechałyśmy o 8:15. Najpierw trasa prowadziła autostradą,
później natomiast pobocznymi drogami, aż w końcu za oknem pojawiły się wysokie szczyty i bajkowe jeziora. Widoki były niezapomniane. W szczególności piękne prezentowały się
górskie stawy. Żałowałam, że obserwuję je tylko przez okno.
Andora
nie należy do Unii Europejskiej ani Strefy Schengen, wobec tego istnieje
tradycyjne przejście graniczne. Nie sprawdzano nam jednak paszportów. Dokument
należało okazać jedynie przy odbiorze biletów w biurze.
O
11:15 dotarłyśmy do stolicy państwa – miasta Andorra la Vella. Zwiedzanie
musiałyśmy zaplanować wyjątkowo dokładnie, gdyż nie było mowy o korzystaniu z
Internetu, w tym Google Maps. Kosztowałoby nas to podobnie jak dzwonienie z Afryki. Miałyśmy ze sobą wydrukowane trasy. Mapki miasta można
znaleźć również na dworcu autobusowym.
Nasz
spacer po stolicy rozpoczęłyśmy od zobaczenia nowoczesnych rzeźb przy Placa Casadet. Myślę, że
mało kto je ogląda, my jednak chciałyśmy dotrzeć w Andorze nawet do tych mniej znanych miejsc. Skoro już przyjechałyśmy do najwyżej położonego państwa w Europie, zależało nam na tym, by maksymalnie
spożytkować cztery godziny, które miałyśmy. Jak to ze sztuką współczesną bywa,
niektóre z rzeźb nie przypominały niczego, wręcz zastanawiałyśmy się, czy mamy
to fotografować, czy może lepiej nie robić sobie wstydu….
Efektowniej
prezentowały się figury na słupach – Siedmiu Poetów. Na razie podziwiałyśmy je
z dołu, ale jeszcze tego samego dnia miałyśmy okazję zobaczyć dumających
mężczyzn z zupełnie innej perspektywy.
Przeszłyśmy
przez uroczy Park Centralny, który może być świetnym miejscem na chwilę
relaksu. My jednak na razie nie byłyśmy zbyt zmęczone. Udałyśmy się w kierunku
rzeźby "The nobility of time" autorstwa Salvadora Dalego. Nie da się ukryć, że
jest to jedna z najciekawszych atrakcji miasta. Podarował ją miastu były agent
artysty, Enric Sabater. W tle rzeźby widać słynny most z napisem z nazwą stolicy. Warto dodać, że do tej pory nasz spacer prowadził wzdłuż rzeki Valira.
Nie przypominała ona jednak statecznej Wisły, lecz raczej wartki, górski potok.
Czekał
nas spacer pod górę. Musiałyśmy zawrócić, by następnie po schodkach udać się w
kierunku kapliczki św. Andrzeja. To niewielki budynek, nieco ukryty, jednak warto
go zobaczyć, podobnie jak panoramę, która rozpościera się w jego okolicy.
Udałyśmy
się do centrum miasteczka. Tam czekały na nas dwa główne zabytki – Kościół św. Szczepana
(Sant Esteve) oraz Casa de la Vall. Świątynia znajduje się przy ogromnym placu,
z którego również możemy podziwiać górskie szczyty. Właściwie to z każdego
miejsca w Andorze możemy to zrobić, ale w niektórych częściach miasta Pireneje
widać jak na dłoni i prezentują się one wyjątkowo okazale. Z placu obok świątyni widać też Siedmiu Poetów. Romański Kościół św. Szczepana powstał na
przełomie XI i XII wieku. Niestety nie dane nam było zajrzeć do jego wnętrza,
gdyż akurat odbywał się tam pogrzeb. Ciekawostką może być fakt, że w całym
kraju rocznie umiera ok. 540 osób.
Casa
de la Vall to budynek powstały w XVI wieku. Obecnie jest siedzibą rządu i
sądownictwa.
Przyszła
pora na ostatni punkt wycieczki. I to nie byle jaki punkt, bo punkt widokowy.
Wiedziałyśmy, że czeka nas niezła wspinaczka. Udałyśmy się szlakiem pod górę, trochę dysząc. Ale warto było. Punkt widokowy znajduje się przy szlaku kanałów irygacyjnych. Z centrum to ok. 10-15 minut spaceru pod górę.
Zostało
nam trochę czasu, kupiłyśmy więc kilka pamiątek, jedzonko i udałyśmy się na
autobus. Cztery godziny bez problemu wystarczyły, by spokojnym tempem zwiedzić
stolicę Andory.
Moja
mama powiedziała, że gdyby zabytki, które oglądałyśmy w Andorze, zobaczyła
gdzieś indziej np. w Barcelonie, to byłaby zawiedziona. Jednak ze względu na
swoje wyjątkowe położenie, obiekty znajdujące się w Andorze, zapadają w pamięć
i przykuwają wzrok.
Jeśli
mielibyście więcej czasu lub podróżowali po Andorze samochodem, wówczas warto
udać się też do innych miejscowości, by zobaczyć wiekowe świątynie czy inne
punkty widokowe. Sporo osób decyduje się również na zakup perfum, papierosów,
alkoholu, markowych ubrań czy sprzętu elektronicznego ze względu na niskie ceny
w bezcłowych sklepach.
O
Andorze wyczytałam wiele ciekawostek, na koniec podzielę się z Wami kilkoma z
nich:
-
w Andorze nie ma ani lotniska, ani dworca kolejowego
-
głową państwa są książęta - współksiążę francuski prezydent Francji Emmanuel
Macron oraz współksiążę episkopalny, hiszpański duchowny Joan Enric Vives
Sicília
-
Andora nie należy do UE, ale walutą jest euro
-
to jedyny kraj na świecie, w którym mówi się po katalońsku
-
w stolicy państwa znajduje się jedno z największych SPA na świecie
-
prawie że nie występuje tam bezrobocie i analfabetyzm
Zaplanowanie
wycieczki po Andorze przysporzyło mi trochę trudności, ale ostatecznie na
miejscu spędziłyśmy świetny czas i na pewno będziemy miło wspominać tę wyprawę.
Dajcie
znać, z czym kojarzy Wam się Andora! I przede wszystkim – jeśli macie jakieś
pytania lub potrzebujecie mapek, piszcie śmiało.
Sara
Hai i,m from indonesia
OdpowiedzUsuń